Nie mam domu. O tym myślałam, zasypiając przy uspokajającym szumie szpitalnych maszyn. Nie mogę mieszkać tam, skąd przyszłam, nie na stałe, ale tak bym chciała częściej bywać gdzieś, gdzie mnie widać. Niekiedy myślę, że jestem człowiekiem, który spadł na ziemię. Nie słyszę nawet najprostszego pytania potwierdzającego moją obecność. Co słychać, co u ciebie. Proszę, niech ktoś tutaj zapyta, jak się czuję, żebym mogła odpowiedzieć, że bardzo dobrze, dziękuję. Niech ktoś na chwile zaangażuje mnie w swoje rodzinne intrygi i koligacje, opowie historię sprzed piętnastu lat, rozpozna we mnie dziecko o rozjaśnionych od słońca włosach. Na przyjaźń i tak jestem już spóźniona.

Dni są nieznośnie długie i trudniej się schować za pracą. A nie ma innego sposobu na wyłączenie tęsknoty i zmartwień. Kiedyś piłabym wino. I've been sitting at the bar too much, kissin' people in my head. Teraz zdarza mi się to tylko w chwilach wyjątkowej słabości, w pustym łóżku. I już do nikogo nie dzwonię, bo nie ma takiego numeru, który przekonałby mnie, że to, co mówię, ma jakiekolwiek znaczenie. Boję się, że kiedyś nawet w tych otwartych, zawieszonych rozmowach zapanuje wieczna cisza.


Reposted from fajnychnielubie via saudade